którego życie
Wierietielny po prostu jest człowiekiem, którego życie nauczyło
twardości. Do tego stopnia, że nie wzrusza go śmiertelny wysiłek jego
Justysi. Jeśli zemdlała na trasie, to była to oznaka słabości. Jeśli
nie wytrzymała pod górę, to też była słabość. Kto inny by powiedział ze
współczuciem, usprawiedliwiająco: "dałaby z siebie więcej, gdyby tylko
mogła", a Wierietielny powiedziałby raczej "mogłaby więcej, ale nie
dała rady". Niech prezes nie mówi, że Justysia ma najlepsze warunki do treningu na
świecie! - grzmiał wściekły Wierietielny, gdy okazało się, że kurtka
mistrzyni świata sztywnieje na mrozie, zamiast grzać. Dla niego ekstremalny wysiłek fizyczny nie jest niczym
nadzwyczajnym, to chleb powszedni, coś na co patrzy chłodnym okiem od
dziesiątków lat, z bardzo bliska, bez względu na okoliczności, bo "jak
pada i wieje, to trzeba zmoknąć i zmarznąć jak zawodnicy".